Oryginał czy nie, co za różnica?
Göring w konia zrobiony
Koniec II wojny światowej, Hermann Göring został ujęty. Czeka go proces i skazanie na śmierć a następnie samobójstwo jeszcze przed wykonaniem wyroku. Ten jeden z kluczowych nazistów posiadał niemałą kolekcję dzieł sztuki, zrabowanych i zdobytych w inny sposób podczas wojny. Pośród nich znajdował się Chrystus i jawnogrzesznica namalowany przez Jana Vermeera. Obraz ten Göring kupił za niemałą sumę za pośrednictwem holendra Han van Meegerena, który po wojnie został oskarżony o zdradę, kolaborację z wrogiem, sprzedanie mu skarbu narodowego. By uniknąć srogiej kary za takie zarzuty Meegeren przyznał się, ale nie do zdrady lecz do fałszerstwa. Wyznał, że Chrystus i jawnogrzesznica którą sprzedał Göringowi był namalowany przez niego samego. Wzbudziło to niemałe zamieszanie, ale Meegeren był w stanie udowodnić iż obraz został namalowany przez niego i jest podróbką. Sam Göring podobno też miał ciekawą minę gdy dowiedział się prawdy będąc w Norymberdze. Jak to ujął świadek tego momentu "Wyglądał tak, jakby pierwszy raz odkrył, że na świecie istnieje zło" co jest szczególnie ciekawym opisem reakcji biorąc pod uwagę kim Göring był^. I jego reakcja na pewno nas nie dziwi, był przekonany, że posiada obraz namalowany przez Jana Vermeera przedstawiający grzesznicę i Jezusa. Nie był jednak świadom, że posiada obraz przedstawiający... no tak, grzesznicę i Jezusa. Taki sam. Tyle, że nie namalowany przez Jana Vermeera. I pytanie, skoro obrazy były takie same i najwięksi specjaliści świata mieli trudności z rozpoznaniem fałszerstwa, to w czym problem?
Nie gorsze, ale jednak gorsze
Jak to w czym, przecież była to podróbka, powie wielu z Was. Dlaczego jednak tak bardzo zależy nam na oryginale, zakładając, że falsyfikat nie jest inherentnie gorszy i nie jest gorszej jakości? Czy to tylko dlatego, że jesteśmy snobami, czy stoi za tym coś więcej? To też dlatego, że chcemy mieć przedmiot którego historia i pochodzenie są historią tego jedynego oryginału. Podróbka choćby była identyczna jest gorsza, gdyż nie przechodziła przez te same ręce, nie była stworzona przez tego samego człowieka. Jest taka sama ale nie jest tym samym. Psycholog Paul Bloom twierdzi, że jesteśmy "esencjalistami"^ to znaczy że myślimy o przedmiotach w kategoriach ich ukrytej natury. Nie patrzymy na nie jedynie na takie jakimi są, ale też jaką mają historię i genezę, skąd pochodzą i z czego są zrobione. Nawet jeśli materiał z którego są zrobione nie wpływa na ich funkcjonalność. Idąc dalej i patrząc na nasze odczucia - nawet przy prostych przyjemnościach wpływ na te przyjemności ma to co myślimy o rzeczy która przyjemność sprawia. Jedzenie może nam smakować, ale jeśli jesteśmy wegetarianami i wiemy że w składzie jest mięso, to nie będziemy z tego czerpać przyjemności. Chyba, że wcześniej ktoś bym nam powiedział, że to nie kurczak lecz tofu. Według badań wystarczy powiedzieć dzieciom że marchewka czy też mleko zostały zakupione w McDonald i będą je uważać za smaczniejsze. Ah, te głupie dzieci, prawda? Nie tylko dzieci, dorosłym wystarczy nalać zwykłego wina z butelki sugerującej drogie wino i efekt będzie podobny. Jest to potwierdzone przez badania neurologiczne prezentującego większą aktywność obszarów mózgu związanych z przyjemnością i nagrodami. Naprawdę więc czujemy większą przyjemność na poziomie neuronów. Badani nie kłamali mówiąc jedynie że picie takiego wina daje większą przyjemność.^
Ciekawym choć smutnym przykładem jest też zespół Capgrasa. Ludzie z tą przypadłością uważają, że ich bliscy zostali zastąpieni przez identycznie wyglądające kopie. Występuje to na przykład przy schizofrenii i czasami kończy się tragicznie, gdy chorzy mordują swoich bliskich uznając ich za "podstawione kopie". Udokumentowane są też jednak przypadki które potoczyły się inaczej, jak sprawa kobiety która nie była zadowolona ze sprawności seksualnej swojego partnera. Póki nie zaczęła odnotowywać objawów zespołu Capgrasa i nie stwierdziła, że jej mąż został podmieniony na inną lecz identycznie wyglądającą osobę. I teraz osoba ta o wiele lepiej sprawdza się w związku i sprawach łóżkowych.
Han van Meegeren. "Jak można bardziej okazać swój patriotym, swoją miłość do Holandii niż pokazałem ja, oszukując wielkiego wroga Holendrów?"
Diament
Obrazy, jedzenie, partnerzy, ale co ze zwykłymi przedmiotami użytkowymi? Tutaj przecież też często cenimy produkt za to że wyprodukowała go firma X lub Y. Patrzymy na logo i choć wielu z nas może powiedzieć, że nie jest wyznawcą danej marki to uważam iż podświadomie inaczej kojarzymy dany produkt wiedząc że jest wyprodukowany przez markę X lub Y. Nawet jeśli marki te produkują przedmioty podobnej jakości to jednak mają w okół siebie inną aurę, o czym pisałem też w starszym tekście. Czasem nie chodzi o markę ale o historię przedmiotu, o to czy należał on do znanej osoby albo na przykład czy jest to ten sam pierścionek który założyliśmy sobie na ślubnym ołtarzu czy zamiennik który wygląda tak samo, bo oryginał nasza niezdarna druga połówka zgubiła.
Jeśli chodzi o pierścionki same w sobie, należy tutaj poruszyć temat diamentów. Coraz sprawniej funkcjonuje przemysł produkcji sztucznych diamentów. Nie są to prawdziwe diamenty z historią, a to za historię właśnie płacimy. Co z tego, że diament taki przez każdego geologa byłby oceniony tak samo jak prawdziwy, wykopany z ziemi diament. Dla niektórych to nie to samo. Sugeruję zwrócić uwagę na wypowiedzi pani Moussaieff która reprezentuje przemysł tradycyjnych diamentów i to jakich słów używa zapewniając iż nie czuje się zagrożona rosnącym rynkiem sztucznych diamentów:
Rosnący rynek sztucznych diamentów sugeruje jednak, iż osoby związane z produkcją prawdziwych diamentów mogą czuć się zagrożone. Wielu ludzi jest gotów zapłacić trochę mniej w zamian za brak "rodowodu" w diamencie, który pochodzi ze swego rodzaju fabryki. Nie powinniśmy jednak moim zdaniem nad tym przemysłem się użalać, gdyż diamenty same w sobie są produktem marketingu który zadbał o to, by były odpowiednio drogie. Ich wartość nie wynika tak bardzo z ich rzadkości jak niektórym się wydaje, a bardziej ze sztucznie stworzonego przez marketing popytu.^
Statek Tezeusza
Słynny eksperyment filozoficzny prezentuje nam problematykę tożsamości danego obiektu. Dokładniej rzeczy biorąc - jak długo i do jakiego momentu dany obiekt jest tym samym obiektem którym był? Wyobraźmy sobie statek, drewniany w starym stylu, takim jaki widzimy na filmach o Kolumbie. Pływa on po morzach i oceanach, jednak niektóre części gniją a inne się zużywają, tak więc gdy przybija do portu zostaną one wymienione. Po następnym razie zetknął się z... powiedzmy, że z piratami, którzy nie zatopili statku ale znacznie go uszkodzili. Kolejne części są wymieniane gdy taki statek dotarł do portu. Czy to nadal ten sam statek co na początku? Ma wymienione w większości deski na nowe, kompletnie nowe żagle i przytłaczający odsetek jego części jest nieoryginalnych. Ten sam? Co jeśli wszystkie części zostaną krok po kroku wymienione? Czy obiekt ten zachował swoją tożsamość czy jest czymś nowym? Kiedy stał się nowym obiektem, w momencie wymiany ostatniej części?
Co z ludźmi? Czy odtwarzanie umysłu osoby która zginęła, poprzez przeniesienie jej do nowego ciała będzie oznaczać, że mamy do czynienia z tą samą osobą? Te same wspomnienia, umiejętności, wszystko co było zapisane w umyśle. Tylko inne ciało i inny nośnik tych danych które istniały w mózgu. Jednak fizyczne ciało też jest elementem nas samych, może mieć wpływ na to jak się zachowujemy, oferuje nam niezbędny "feedback" i ktoś kto kuleje lub jest otyły może być inny sam w sobie niż ktoś kto jest szczupły. Po transferze umysłu do innego ciała po jakimś czasie będzie to inna osoba niż ta którą byłaby gdyby transfer nie miał miejsca. Dodać można jeszcze ostatnie coraz częstsze doniesienia o tym iż nasza flora bakteryjna w jelitach również wpływa na nas w takim stopniu iż nazywana jest odważnie i być może trochę sensacyjnie "drugim mózgiem"^. Jeśli więc tak sklonowana postać jest kimś innym to... kim?
John Locke
Według XVII wiecznego filozofa Johna Locke to co świadczy o tym czy jesteś tą samą osobą jest ciągłość psychologiczna, nie ciągłość fizyczna. To znaczy, nie jest istotne czy wyglądasz tak samo jak 10 lat temu i czy nadal masz dwie nogi i dwie ręce, ale czy masz te same wspomnienia. Kładł tak silny nacisk na wspomnienia, że wierzył iż bóg będzie karał ludzi tylko za występki które oni pamiętają. Ktoś kto nie pamięta danego występku nie jest już tą samą osobą a więc nie może być za niego ukarany. Thomas Reid wykazał słabość w sposobie myślenia Locke'a. Podał przykład żołnierza który pamięta swoją odwagę w bitwie gdy był młodym oficerem. Kiedy był młodym oficerem z kolei pamiętał jak kradł jabłka od sąsiada jako chłopiec. Teraz gdy jest stary nie pamięta jednak kradzieży jabłek. Jednak jest tą samą osobę co młody oficer, bo pamięta swoje czyny z tych czasów, a ta osoba z kolei (w młodości) pamiętała kradzież jabłek. Więc jest tą samą osobą. Według teorii Locke'a jednak stary żołnierz jest tą samą osobą co młody oficer, ale nie tą samą co mały chłopiec. Młody oficer jednak jest tą samą osobą co młody chłopiec. Nie trudno zauważyć tutaj lukę w logice.
Kwestię naszych własnych wspomnień i pamięci porusza w ciekawy sposób trylogia marsjańska napisana przez Kim Stanleya Robinsona. Jest to poboczny wątek, ale dość dobrze rozbudowany. Mianowicie w tej powieści sci-fi ludzie wynaleźli sposób na znaczne wydłużanie życia. Postacie żyją po kilkaset lat, jeśli tylko co jakiś czas stawią się na zabieg "odświeżania" ciała. Jest tylko jeden problem - pierwsze pokolenie gdy jest już w wieku kilkuset lat zauważa że zaczyna zapominać swoją młodość, swoje lata średnie nawet. Bohater książki ma 300 lat i jest inżynierem do spraw X. Nie pamięta jednak że był kierowcą gdy miał lat 50, być może posiada też inny charakter. Spotykają się dwie osoby które znały się dobrze mając lat 40, jednak teraz gdy obydwoje mają 200 nie pamiętają siebie i każdy z nich z osobna też jest inny. Czy to nadal ci sami ludzie?
Tym marsjańskim akcentem zakończę ten krótki wpis pełen pytań i pozbawiony znacznych i konkretnych odpowiedzi. Bo czasem odpowiedzi konkretnych nie ma. Bo czasami kupując tańszą wersję jakiegoś przedmiotu możemy powiedzieć "i co z tego, działać będzie tak samo". Przecież jesteśmy świadomi i nie nabieramy się na "autentyczny eko oryginalny produkt" który ma za zadanie jedynie wyciągnąć z nas kasę. Innym razem jednak nic nie zastąpi obrączki którą nosiła nasza babcia, nawet jeśli będzie ona identyczna na poziomie atomowym.
źródła obrazów: tytułowe, meegeren, locke, mars, separator
Comments